Gorzka czekolada lepsza od wina
Już Aztekowie i Majowie wierzyli że ziarna kakaowca są darem od bogów, a w XVIII wieku nadano im grecką nazwę „theobroma”, co znaczy „pożywienie bogów” . W połowie XIX wyprodukowano pierwszą tabliczkę gorzkiej czekolady, po czym szybko zawojowała świat. W ostatnich dziesięcioleciach kojarzyła się, przynajmniej dorosłym, z bardzo przyjemnym grzechem. Obżeranie się czekoladą dawało bowiem z jednej strony poczucie szczęścia, z powodu tonizującego wpływu magnezu oraz pobudzania ośrodków przyjemności w mózgu, ale z drugiej strony owocowało coraz bardziej krągłą sylwetką.
Uczeni przypomnieli sobie o czekoladzie w czasie badań nad dietą śródziemnomorską. Stwierdzono wówczas wybitnie pozytywne działanie flawonoidów, obficie m.in. reprezentowanych w czerwonym winie. Okazało się że w gorzkiej czekoladzie jest ich jeszcze więcej ( w mlecznej znacznie mniej, a w białej nie ma wcale). Zapoczątkowało to wręcz wysyp publikacji naukowych. Stwierdzono m.in. że zjedzenie tabliczki gorzkiej czekolady zmniejsza napięcie ściany tętnic, a przez to obniża ciśnienie. Częste jedzenie gorzkiej czekolady w dłuższym okresie czasu obniża ciśnienie u nadciśnieniowców, a także zmniejsza zapadalność na zawał serca i udar mózgu. Szukając przyczyn tych korzystnych zjawisk uczeni znajdują je w przyjaznym wpływie na naczynia tlenku azotu, prostacykliny ( hamuje tworzenie zakrzepów) oraz magnezu wypierającego niekorzystny wapń. I w końcu neutralizujące działanie w stosunku do trujących wolnych rodników tlenowych.
Pozostaje istotny problem, jak jednocześnie obżerać się czekoladą i nie tyć. Lekarze nie powiedzieli ostatniego słowa. Wydaje się jednak że problem tkwi w połączeniu czekolady z znaczną ilością cukru, mąki i innych niezdrowych tłuszczów, co widać wyraźnie w torcie czekoladowym. Można sobie natomiast wyobrazić dietę odchudzającą, zawierającą nawet całą tabliczkę gorzkiej czekolady. Ale ponadto pozostaje już tylko ryba morska, warzywa i owoce pokropione oliwą. No i ewentualnie 1-2 lampek czerwonego wina.