Autoszczepionka
Historia autoszczepionki sięga lat 30-tych ubiegłego wieku, kiedy, w co obecnie trudno uwierzyć, nikomu się jeszcze nie śniło o antybiotykach. Burzliwie natomiast rozwijała się mikrobiologia, pozwalająca na identyfikację i hodowle coraz to nowych bakterii. Trudno także uwierzyć że w tych latach Polacy żyli średnio mniej niż 40 lat. A zabijały ich, nie jak obecnie zawały i nowotwory – a bakteryjne infekcje, z gruźlicą na czele.
Uczeni, jak się okazało słusznie, szukali ratunku w szczepionkach. Stosujemy je do dzisiaj, ratujące ludzkość od największych zaraz ( duru , cholery, dżumy, gruźlicy, itd.). Wówczas podjęto też próby stosowania autoszczepionki, czyli osłabionych własnych bakterii chorego.
Dobrym przykładem jest nawracające ropne zapalenie migdałków, kiedy np. hodowla wykazuje że winne są gronkowce. Kiedy rozmnożymy je w hodowli, przygotowujemy z nich specjalny wyciąg, który podajemy w postaci zastrzyków. Początkowa dawka jest minimalna, potem coraz większa, w sumie kilkadziesiąt zastrzyków. Zmobilizowane w naszym organizmie specyficzne przeciwciała likwidują infekcję.
Po II wojnie medycyna dostała nową broń- antybiotyki. Uratowały m.in. miliony ludzi z śmiertelnej wówczas gruźlicy. Autoszczepionki poszły w kąt. Pozostały w latach 60-tych jedynie w pamięci starych lekarzy. Jednak nie całkowicie. Rok 1968. Mój 2 letni syn ma co miesiąc ropne zapalenie ucha. Przekłuwanie błony bębenkowej, antybiotyk i tak w kółko. Student medycyny Kasprzak, czyli ja, przynosi na ćwiczenia z mikrobiologii wymaz z ucha syna. Z mądrym adiunktem i kolegami- studentami przygotowujemy autoszczepionkę. Seria zastrzyków i…była to ostatnia infekcja w życiu obecnego chirurga. Teraz, kiedy mając setki antybiotyków nadal łamiemy zęby na infekcjach, autoszczepionki wróciły do łask. Osobiście jestem wielkim ich zwolennikiem.